Semana Santa, czyli Wielki Tydzień Wielkanocny na Dominikanie

DOMINIKANA - TANIE HOTELE, NAJCIEKAWSZE MIEJSCA

Barahona. Przyjeżdżam tutaj parę dni przed Wielką Niedzielą Wielkanocną. Na własnej skórze sprawdzam, że Semana Santa - Tydzień Wielkanocny, to jednak nieco ruchliwy okres w hotelarstwie...I tak, ludzie podają mi jakieś śmieszne ceny za pokoje-nory – za coś co normalnie kosztuje około 200-300 pesos, śpiewają 600-800 DOP....Znajduję w każdym razie jeden wolny hotel w Barahonie (czytaj dalej jaki to hotel w przewodniku)

Sama Barahona z takim natłokiem ludzi nie robi na mnie zbyt dobrego wrażenia. Spotęgowany hałas, hałas i jeszcze raz hałas. Ciekawe, ile śmieci zostawią na łonie przyrody swojego kraju ci katolicko- rumowo- niewyedukowani – roztańczeni w rytmie merengue i coś tam sobie śpiewający – przyjezdni. Obym nie miał racji....

Zostałem w Barahonie jeden dzień dłużej. Robię sobie krótką wycieczka nad jeziorko – Laguna Rincon i do Polo Magnetico – miejsca, w którym podobno samochody wjeżdżają same pod górę (złudzenie optyczne).

Jeziorko przy Cabral
Dojeżdżam na miejsce, do Cabral, skąd mogę wyruszyć po parę km w każdą stronę albo do jeziorka, albo do Polo Magnetico. To pierwsze widzę tylko z oddali, gdyż nie udaję mi się znaleźć do niego żadnej sensownej drogi dojazdowej, a nie chcę plątać się po polnych bezdrożach i wybojach. Jeziorko coś w typie tego w Oviedo; z wodą wyglądającą na brudną – duża zawartość minerałów i soli...Na tle gór i palm jezioro prezentuje się ciekawie, niczym antyczny relikt dopiero teraz odnaleziony...To samo mogę powiedzieć o krajobrazie dookoła jeziora – jedno słowo – prehistoria. W drodze powrotnej znad jeziorka do Cabral podwożę jakiegoś dzieciaka swoim motorkiem. Chłopak wiezie ze sobą chyba 20 kg worek...Jakoś dojeżdżamy, bez słów 😉
Jadę do Polo Magnetico. Spodziewam się jakiegoś złudzenia optycznego powalającego na kolana, na miejscu zastaję coś, co ledwie może przypominać jakieś złudzenie...na odcinku może 40 metrów...Wielki zawód...Droga prowadząca do Polo Magnetico prowadzi pod górę, na samym końcu zaczynam wyczuwam swąd spalenizny. Mój Boże, a coż to może być 😉 Na szczęście w porę się orientuję...Silnikowi zaczyna brakować oleju; a więc jednak po takim forsownym jeżdżeniu też zaczyna żreć olej...Na dół, do Cabral zjeżdżam na włączonym silniku bez włączonego biego – na „luzie”. Jakoś dojeżdżam do najbliższego serwisu (repuestos) – pan dolewa mi butelkę 200 ml po CocaColi pełną oleju 10w40. Albo przynajmniej tylko tak mówi, że to taki olej. Ile się należy za olejo-colę? 25 pesos...No dobra, przeboleję 😉 Do Barahony wracam już bez problemów i zapachu spalenizny 😉

PEŁNA WERSJA PRZEWODNIKA PO DOMINIKANIE

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Wypełnij proszę * Time limit is exhausted. Please reload CAPTCHA.